Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za żonę wziął Japonkę - kto jest głową, kto szyją

Halina Gajda
fot. archiwum rodzinne
Mirosław Słowakiewicz, rodowity gorliczanin, od dziecka fascynował się Dalekim Wschodem. Marzenia przekuł na rzeczywistość, mieszka w Japonii, nauczył się nawet trudnej pisowni.

W tym roku będą obchodzili dziewiątą rocznicę ślubu. On - Mirosław Słowakiewicz, gorliczanin z krwi i kości, ona - Rie Motonaga, Japonka z urodzenia.

- W Kraju Kwitnącej Wiśni, jak się to w Polsce popularnie określa, to żona jest głową rodziny. I to formalnie. Ja jestem tylko dodatkiem do tego interesu - mówi z uśmiechem pan Mirek. - Tak jest w przypadku małżeństw mieszanych, kiedy kobieta jest rodowitą Japonką.

Poznali się na stypendium w Stanach Zjednoczonych. Piękną Japonkę z Polakiem zapoznała... młoda Chinka. Nie było gromu z jasnego nieba ani motyli w brzuchu. Pojawiły się one później.

Geologia była dla niego ucieczką przed wojskiem
Nazwisko Mirosława Słowakiewicza, przynajmniej w internecie, wiązane jest w zasadzie tylko z jednym miejscem - Uniwersytetem w Bristolu. Sieć odsyła również do naukowych publikacji z dziedziny geologii.

- Andrzej Słowakiewicz, dziadek mojego ojca, a mój pradziadek, był wiertaczem w firmie naftowej Standard Nobel w Borysławiu i tam mieszkał do końca 1938 roku, a późnej został przeniesiony do Biecza na wiertnię w dzielnicy Harta - mówi pan Mirosław. - Tradycje wiertnicze kontynuował mój dziadek, Tadeusz, moi rodzice byli pracownikami rafinerii Glimar, więc zainteresowanie geologią i przemysłem naftowym odziedziczyłem pewnie po nich wszystkich - dodaje.

Owe zainteresowania przejawiły się głównie w wyborze szkoły średniej - technikum budowlanego w dzisiejszym ZSZ w Gorlicach. - Szkoła dla prawdziwych facetów - podkreśla śmiejąc się. - Choćby z tego względu, że było nas tam 38 chłopa - dodaje.

Początkowo myślał o archeologii - domową bibliotekę wręcz zastawił publikacjami o starożytnej Mezopotamii, Egipcie, Indiach i Chinach - nie dostał się jednak. Rzutem na taśmę, trochę w ucieczce przed wojskiem, wybrał Instytut Nauk Geologicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, potem poszedł na Akademię Górniczo-Hutniczą. Jako drugi w historii Wydziału Geologii AGH skorzystał z możliwości wyjazdu na stypendium Fulbrighta na Uniwersytet w Kansas w Stanach Zjednoczonych.

Japońska skromność kontra gorliczanin
Amerykańskie stypendium było jak skok na główkę w wielki kulturowy tygiel. Wszystkie religie i nacje były na wyciągnięcie ręki. - W akademiku mieszkałem z profesorem z Chin - opowiada. - Ponieważ znałem starożytną historię, sporo wiedziałem o tamtejszym komunizmie, szybko znaleźliśmy wspólny język. Do naszych dysput często dołączała również Chinka, tyle że profesorka od literatury angielskiej - dodaje.

Jak to bywa, od słowa do słowa, zdradził swoim znajomym, że fascynuje go Japonia. Ci szybko znaleźli remedium na ciekawość świata gorliczanina, podsuwając młodziutką studentkę muzykoterapii - Rie Motonagę. Na zasadzie: niech się spikną, pogadają sobie! - Pamiętam, jak weszła do mojego pokoju - wspomina. - Siedziałem na fotelu przed laptopem. Ona cichutka, drobniutka, wyszeptała swoje imię - dodaje. Co tu zrobić?! - Poprosiłem ją, by odnalazła mi pewną japońską piosenkę - dodaje.

Rie prośbę spełniła, zadeklarowała, że chętnie mu jeszcze pomoże. Tak zaczęła się znajomość i miłość na odległość, bowiem po zakończonym stypendium Mirosław musiał wrócić do kraju, Rie zaś została w Stanach. Spotkali się ponownie, kiedy on podjął pracę w Państwowym Instytucie Geologicznym w Warszawie.

Oświadczyny zwyczajne - na Rynku w Krakowie
Ślub wzięli siódmego lipca 2007 roku w Jokohamie. Bez fanfar, szczególnej otoczki. Po prostu oni, znajomi, przyjaciele, rodzina i urzędnik, który potwierdził związek. Oświadczyny zaś odbyły się w Polsce. - Pierścionek z opalem w kieszeni, Rynek Główny w Krakowie, ja stremowany do granic i ona, która doskonale wiedziała, co się święci - opowiada.

Do historii rodziny, jako anegdota oczywiście, przejdzie nie ślub, lecz pierwsze spotkanie z teściem. Pan Mirosław wylatywał z Krakowa. Był środek zimy. Miał lecieć do Mediolanu i tam się przesiąść na lot do Jokohamy. Samolot z Krakowa spóźnił się potężnie, więc na przesiadkę nie zdążył. - Napisałem e-mail do Rie, że przylecę później, ale ona, w ferworze przygotowań do tego spotkania, nie sprawdziła poczty - wspomina ze śmiechem.

O tym, co działo się za jego plecami , na lotnisku Narita, dowiedział się z opowieści narzeczonej. - Teść słowa nie powiedział, gdy samolot wylądował beze mnie, ale trudno było ukryć, że pierwszą wtopę miałem zaliczoną konkursowo - śmieje się. Do narzeczonej w końcu jednak dotarł... niemal w jednych majtkach, bo z samolotu wyszedł z podręcznym plecaczkiem. Okazało się bowiem, że na lotnisku w Mediolanie zgubiono bagaż.

A teść? - Powitał mnie po męsku. Z kamienną twarzą. Nawet powieka mu nie drgnęła - wspomina. - Rozluźnił się dopiero trochę, gdy ku jego zdziwieniu, wydukałem do niego kilka słów po japońsku - dodaje. Kilka lat później, już z żoną i 5-miesięcznym synkiem Maksem, wyjechał już na kolejne stypendium, tym razem na wspomniany już Uniwersytet w Bristolu.

Maksiu buduje zdania w trzech językach
Przeprowadzka z Polski do Japonii to zderzenie z inną cywilizacją. Z mentalnością, językiem, pojmowaniem ról w rodzinie.
- Tam to ja jestem „ten obcy”, więc formalnie w naszym przypadku żona jest kontynuatorką rodu. Nasz syn Maks nosi wprawdzie moje nazwisko, ale ma również dołożone nazwisko żony. Według tamtejszego prawodawstwa, w Japonii będzie następcą rodu Motonaga, nie Słowakiewiczów - tłumaczy pan Mirosław.

Maks ma podwójne obywatelstwo, polskie i japońskie. Gdy osiągnie pełnoletność (20 lat) będzie musiał wybrać, którym paszportem będzie chciał się posługiwać. Kolejna sprawa to język. Maks, mimo iż to dopiero pięciolatek, mówi po polsku, angielsku i japońsku. - Buduje zdania na zasadzie miksu językowego. Gdy nie wie, jak powiedzieć po polsku, dodaje angielskie słówko, albo japońskie. To działa we wszystkie strony i brzmi czasem zabawnie - opowiada dumny tata.

Japonia to również buddyzm. Katolicy stanowią tam około pół procenta ludności. Słowakiewiczowie znaleźli sposób - pan Mirosław szanuje religię swojej żony, ona jego. W ich domu obchodzone jest Boże Narodzenie z tradycyjnym opłatkiem, Wielkanoc z jajkiem, jak i ważne dla Rie święta buddyjskie. Maks, jak to pięciolatek, przyjmuje to jako coś naturalnego.
- Przekazujemy mu najważniejsze wartości obu religii i kultur - podkreśla. - Najpewniej za kilka lat zacznie zadawać pytania, drążyć. Będzie miał swój czas na ich poznawanie - dodaje.

Gazety potrafi czytać już w miarę samodzielnie
Pan Mirosław obecnie kończy urlop w Polsce. W Jokohamie zajmuje się głównie pracą naukową. Wspólnie z żoną są autorami pierwszego po polsku naukowego opracowania geologicznego dotyczącego wulkanu Fudżi.

Żona na co dzień uczy języka angielskiego, prowadzi własny biznes. - Ja zaś, oprócz siedzenia w naukowych rozprawach, dopracowuję ciągle mój japoński - opowiada gorliczanin. Ma co szlifować, bo inteligentny Japończyk zna średnio dwa tysiące znaków. To daje mu swobodę w czytaniu codziennych gazet i specjalistycznych publikacji. - Mam „obstukanych” około czterystu - przyznaje. - Ale gazety czytam w miarę samodzielnie - podkreśla.
Te czterysta wystarczyło, by przetłumaczył na japoński krótką historię cerkwi w Kwiatoniu.

Dla pana Mirosława Polska zawsze będzie miejscem beztroskiego dzieciństwa i młodości, gdzie pojawia się w trakcie urlopu. Na stałe raczej już tu nie wróci. Ale za to w świecie rozsławia nasz region.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska