Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda przed płomieniami uciekała po rynnie, na dole był 70-letni dziadek

Lech Klimek
Lech Klimek
Kiedy w domu wybuchł pożar, dziewczyna była przerażona. Z parteru, z którego unosił się dym, jej dziadek krzyczał, by się ratowała. Drogę wyjścia odciął jej ogień. 17-latka zachowała zimną krew.

Była jeszcze w łóżku, gdy poczuła swąd spalenizny. Po chwili usłyszała krzyk 70-letniego dziadka: „Magda, uciekaj!”. Gdy w domu wybuchł pożar, byli sami. Rodzice pojechali do przychodni, starsza siostra Magdy wyszła do szkoły. 17-latka z Sitnicy musiała radzić sobie sama, bo droga ucieczki schodami w dół była już odcięta.

W samej tylko piżamie i klapkach wybiegła na balkon na pierwszym piętrze. - Przeszłam przez balustradę i przymierzyłam się do skoku. Bałam się, bo to przecież wysoko - opowiada 17-latka. - W ostatniej chwili spojrzałam w prawo, na rynnę, pomyślałam, że to będzie bezpieczniejszy sposób.

Udało się, choć boleśnie zraniła rękę. Na dole zobaczyła już stojącego przed domem dziadka. Miał osmolone policzki i spalone włosy, ale na widok wnuczki na jego twarzy pokazał się uśmiech.

Po chwili na miejsce dotarli rodzice Magdy - Barbara i Mariusz. Mężczyzna rzucił się w ogień, by wyciągnąć z domu butlę gazową. Ryzykował własnym życiem. - Udało się, przynajmniej dom nie eksplodował - mówi pan Mariusz. - Niestety, prawie cały budynek nadaje się do kapitalnego remontu. - Najważniejsze, że córce i ojcu nic się nie stało - cieszy się pani Barbara.

Mama razem z ojcem z samego rana pojechała na rehabilitację. Starsza siostra była już w drodze do szkoły. Magda została w domu razem ze schorowanym dziadkiem, bo tego dnia źle się czuła. - W pewnej chwili poczułam swąd spalenizny, zobaczyłam, że z dołu wydobywają się kłęby czarnego dymu. Usłyszałam, że dziadek krzyczy: „Magda, uciekaj” - relacjonuje, wciąż z przejęciem, pożar sprzed kilkunastu dni Magda Radzik z Sitnicy.

Na szczęście nie wpadła w panikę, choć schodami nie mogła się już wydostać na zewnątrz. Pozostał jedynie balkon. Pokój opuściła w samej tylko piżamie i klapkach. - Przeszłam przez balustradę i przymierzyłam się do skoku. Bałam się, bo to przecież wysoko, pierwsze piętro - opowiada 17-latka. - W ostatniej chwili spojrzałam w prawo, na rynnę. Pomyślałam, że to będzie bezpieczniejszy sposób.

Trzymając się rynny zjechała na dół. Była przerażona, bo nie wiedziała, co dzieje się z 70-letnim dziadkiem. Kamień spadł jej z serca, gdy zauważyła go już na posesji. Wpadła mu w ramiona. - Miał całą osmoloną twarz i nadpalone włosy - tłumaczy Magda.

Dziewczyna nagle zauważyła, że z jej dłoni płynie krew. Rozcięła ją zsuwając się po rynnie. Nie czuła jednak bólu, a radość, że są już bezpieczni. Zaraz potem dziewczyna zaczęła wzywać pomoc, by ocalić dom.

Zagrożenie eksplozją

- Byliśmy z żoną już w Olszynach, gdy nagle zadzwonił telefon - opowiada pan Mariusz, ojciec 17-latki. - W słuchawce usłyszałem zapłakany głos Magdy, krzyczała - tato wracajcie - pali się! - wyjaśnia mężczyzna. - Czułem, jakby piorun mnie poraził.

Do Sitnicy dotarli, zanim jeszcze pojawiły się pierwsze zastępy strażackie. Na podwórku stała zziębnięta Magda, obok niej na chwiejnych nogach dziadek. - Otuliłem córkę kurtką i wsadziłem ją do samochodu - kontynuuje Mariusz.

Jego żona Barbara zajęła się 70-letnim ojcem, wezwała pogotowie, bo bardzo źle się czuł. Był podtruty dymem. Pan Mariusz uświadomił sobie, że na najniższej kondygnacji, właśnie tam, gdzie pojawiły się płomienie, znajduje się butla z gazem. Gdyby wybuchła, z domu zostałyby gruzy. Zaryzykował życie, aby ocalić resztę dobytku. - Mąż pobiegł w stronę drzwi - mówi pani Barbara. - Gdy je otworzył, w jego stronę buchnął czarny dym.

Mariusz wbiegł do domu. Po chwili pojawił się z powrotem, z trudem łapiąc oddech. - Udała mi się dopiero trzecia próba wejścia - tłumaczy. - Wyniósł butlę w ostatniej chwili, była już bardzo ciepła.

Kilka minut później nadjechała straż pożarna. Po ugaszeniu ognia rodzina zrozumiała, że została z niczym. Pomieszczenia były zalane, ściany i sufity pokryła warstwa sadzy. Dom nie nadaje się do zamieszkania. Wszystkie tynki, elewacje, podłogi były do wymiany. W części, gdzie szalały płomienie, została jedynie kuchnia kaflowa. - Zdun powiedział nam, że i ona nie nadaje się do użytku - mówi ze łzami w oczach pani Barbara. - Trzeba ją będzie rozebrać.

Nic nie zostało ze spiżarni, w której znajdował się sprzęt gospodarstwa domowego. Półki wcześniej uginające się od własnoręcznie zrobionych przetworów, zamieniły się w stertę śmieci. - Stopiły się nawet sztućce, zostaliśmy z dwoma łyżeczkami - wzdycha pani Barbara. - Nie mamy nic...

Papiery poszły z dymem

Pożar strawił też wszystkie dokumenty, jak choćby zaświadczenie o kontroli kominiarskiej czy o badaniu instalacji elektrycznej. A są one potrzebne do uzyskania odszkodowania. - Musimy to wszystko odtworzyć - mówi pan Mariusz. - Bardzo się to ślimaczy, ale nic na to nie poradzimy. Ubezpieczyciel nawet zażądał aktu własności, więc i ten dokument musimy uzyskać.

Od tego, czy i kiedy wypłacone zostanie im odszkodowanie, zależy tempo prac przy remoncie domu. Teraz każdy grosz, jaki uda im się uzyskać, przeznaczają na opłacanie ekip remontowych i na zakup materiałów budowlanych. - Ja pracowałem do końca grudnia w firmie zajmującej się budownictwem drogowym - mówi Mariusz. - Teraz nie ma zleceń, jest przestój. Z zarobkiem będzie ciężko.

W domu Radzików prace remontowe idą powoli. Członkowie rodziny pomieszkują kątem u krewnych. Tata pani Barbary, który zbudował ten dom, po krótkim pobycie w szpitalu trafił do syna. Codziennie dopytuje, kiedy będzie mógł wrócić na swoje miejsce.

Magda mieszka u ciotki w Sitnicy, a jej starsza siostra Karolina z rodzicami w Rzepienniku, u rodziców pana Mariusza. Pomoc dociera z gminy oraz od sąsiadów. Radzikowie nie poddają się. Spędzili nawet kilka nocy w spalonym domu, bez prądu i ogrzewania. W ten sposób dodają sobie utuchy i wiary, że wkrótce ten koszmar się skończy. - Damy radę - z przekonaniem mówi Mariusz. - Ważne, że ani Madzi, ani teściowi nic się złego nie stało. Przynajmniej dowiedzieliśmy się, że mamy odważną i dorosłą już córkę - podkreśla z dumą.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska