Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzybowe smaki w słoikach

Lech Klimek
Rydze, borowiki i pieczarki z regietowskich pól trafiają do karczmy. W słoikach, żurku, sosach i kremach są regionalnymi specjałami. Podobnie zresztą jak bzianka.

To wszystko to skarby naszych lasów i łąk - z dumą mówi dyrektor Stadniny Koni Huculskich „Gładyszów” w Regietowie Stanisław Ciuba, pokazując pokaźny koszyk z pieczarkami.

O tej porze pracownicy stadniny pracują nie tylko przy koniach, w stajni, karczmie czy hotelu. Wychodzą na grzyby do lasu, bo zima długa, a na stołach do kolejnego sezonu nie może przecież zabraknąć rydzów czy borowików. - To było dwa lata temu - opowiada Beata Brach, szefowa karczmy. - Pomyślałam, że to może być coś ciekawego dla naszych gości, nasze regietowskie rydze marynowane - tłumaczy.

Wcześniej w karczmie można było oczywiście zjeść rydze, choćby w jajecznicy na śniadanie. Jednak nie można ich było zabrać ze sobą do domu. - Wychodzimy do lasu grupowo - z uśmiechem relacjonuje Beata Brach. - Nie zrywamy się o świcie, nie ma takiej potrzeby, wystarczy tak koło ósmej rano. Dwie trzy godziny na grzybobraniu i zawsze mamy pod dostatkiem produktu.

Zbieraczom przewodzą Anna Wójcio, pracownica kuchni i Janusz Michalak, koniuszy. - Anna i Janusz są miejscowi - zdradza tajniki zbierania dyrektor. - Można powiedzieć, że to nasi główni grzybiarze. Oni zawsze znajdują rydze, znają miejsca, potrafią zaprowadzić grupę w takie miejsca, gdzie nikt by się grzybów nie spodziewał.

To co pracownicy stadniny przyniosą z lasu jest natychmiast przerabiane. Mniejsze rydze trafiają do słoików, większe są mrożone, tak by cały rok goście karczmy mogli rozkoszować się smakiem świeżych grzybów. - Proszę nie oczekiwać, że zdradzę tu receptury marynaty - tajemniczo mówi Beata Brach. - Nawet na mękach nikt ze mnie tego nie wydusi - dodaje z uśmiechem.

W czasie letniego zlotu motocyklistów na śniadanie pracownice kuchni przygotowały wielką ilość jajecznicy z rydzami, jak opowiadają, motocykliści pochłonęli ponad 2000 jajek, które długo jeszcze śniły im się po nocach.

Rydze marynowane to nie jedyny rydzowy rarytas z Regietowa. Zainteresowaniem cieszy się rydzowy smalec. Jego receptura też jest tajna, można jedynie zdradzić, że dodaje się do niego czosnek. Rydze smaży się przed połączeniem ze smalcem tak długo, aż szefowa kuchni powie dość.

Na półkach spiżarni dla chętnych przygotowany jest również zwykły smalec z cebulką. Łąki, gdzie wypasa się konie, są doskonałym miejscem dla pieczarek. Te zamarynowane trafią do sosu tatarskiego. - Wszystkie nasze receptury są w zasadzie domowe - kontynuuje Beata Brach. - Gdy je opracowywałyśmy to korzystałyśmy z wiedzy przekazanej nam przez mamy i babcie, może dlatego tak to wszystkim smakuje - tłumaczy.

W karcie dań w karczmie można znaleźć takie przysmaki, jak chrzanicę regietowską, hałuszki, war ze zlepieńcami czy kiszeniaki. To proste regionalne potrawy, mające jednak ten wspaniały niepowtarzalny smak, który sprawia, że kto raz w nich zasmakował będzie wracał, by znów tu pobiesiadować.

- Mamy własny warzywniak - z dumą podkreśla prezes Ciuba. - W sezonie wszystkie warzywa to nasz własny produkt. A rośnie nam wspaniale, bo nawozimy go końskim obornikiem przywożonym z Regietowa Górnego, gdzie nasze konie spędzają lato.

- Ta regionalność kuchni to nasz znak firmowy - opowiada Beata Brach. - Jakbym miała coś naprawdę polecić, to obok właśnie chrzanicy, naleśniki po regietowsku z ziemniaczanym farszem i gołąbki - dodaje z uśmiechem.

Swoje wtrąca też dyrektor Ciuba. Jego zdaniem najlepsza i poza całą konkurencją jest szarlotka podawana na ciepło. - Mamy tu wkoło sporo starych zdziczałych sadów - opowiada. - To właśnie z nich pochodzą jabłka, z których robimy szarlotkę. To stare odmiany, teraz już nie uprawiane, mają zupełnie inny smak, i to sprawia że są wyjątkowe. A do szarlotki sok z malin, które też oczywiście zbieramy na miejscu.

Soki i syropy to też specjalności karczmy. Tu wyróżniają się dwa, które można kupić w karczmianym sklepiku. Bzianka i majówka. - Majówka to syrop z mniszka, ponieważ robimy go w maju - stąd jego nazwa - relacjonuje Beata Brach. - Bzianka to natomiast syrop z kwiatu czarnego bzu, którego wiele stanowisk znajduje się w tutejszych lasach.

Napoje na bazie leśnych owoców to domena dyrektora. Wielu gości miało okazję do degustacji. Łącznie ze sławnym już muchozolem, po którym co słabsi padają jak muchy i właśnie od tego zjawiska wziął on swoją nazwę. - Różnie bywa - z szelmowskim uśmiechem opowiada prezes. - Ale zawsze rano można w celach leczniczych zażyć chrzanicy, a i bzianka ma właściwości poprawiające samopoczucie. Choć ona to głównie pomaga na bóle gardła i przeziębienia - kończy dyrektor.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska