Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamięć o ojcu przetrwała w nim dzięki rodzinnym fotografiom

Agnieszka Nigbor-Chmura
W poniedziałek 15 grudnia minęło 75 lat, kiedy Marcin i Janina Bąkiewiczowie mieszkający w Dąbiu, w powiecie Koło zostali wysiedleni do Gorlic. Po dramacie związanym z nakazem opuszczenia swojego rodzinnego domu, drugi - jeszcze bardziej dotkliwy przeżyli w Gorlicach.

Przyjechali tutaj z trójką dzieci. Na fotografiach tych z Dąbia, ale i dworca PKP w Gorlicach jest Janina, na rękach trzyma zaledwie czteromiesięcznego Stefana, obok stoją jego starsze siostry - Maria i Barbara.

Mapę Gorlic narysowała mu siostra Maria

Stefan do Gorlic przyjechał z Poznania po raz pierwszy od tamtego czasu po 65 latach, w 2008 roku. Był wówczas w naszej redakcji. Z plikiem poszarzałych zdjęć w kopercie i mapką, którą narysowała mu mieszkająca wówczas w Kanadzie siostra Maria, zaczął poszukiwania przyczyn i miejsca śmierci ojca oraz jego grobu. - Nie pamiętam twarzy ludzi tego miasta, miejsca są mi całkiem obce, dowodem na to, że spędziłem tutaj najtrudniejsze pierwsze pięć lat swojego życia, są zdjęcia wykonane przez mojego tatę, który był fotografem i tutaj miał swój zakład - opowiadał nam wówczas Stefan Bąkiewicz.

Siostra Maria miała osiem lat, gdy przyjechali do Gorlic, trzynaście, gdy opuszczali to miasto, ale odręczny szkic centrum Gorlic doskonale pokrywa się z wojenną rzeczywistością. Na mapie jest kościół, ratusz, kładka nad ul. Mickiewicza, która wówczas nazywała się Ropa Straße, jest zaznaczona bożnica przy obecnej Piekarskiej, gdzie teraz mieści się piekarnia, getto na podwórzu Rynku. Maria na mapie zaznaczyła zakład fotograficzny Melków, opisując go jako duży i elegancki. Obecną ulicę 3 Maja opisała jako najelegantszą, którą szło się do kina i parku. Z rysunku wynika też, że Stefan chodził do przedszkola - ochronki, którą obecnie prowadzą siostry felicjanki. Pierwsze mieszkanie Bąkiewiczów to pokój i wspólna kuchnia przy zakładzie Melków, kolejne mieściło się przy restauracji obok kładki przy ratuszu. Tam też Marcin Bąkiewicz miał prowadzić swój zakład. Trzecie z opisywanych z balkonem było właśnie w podwórzu Rynku. Kolejne już za Zawodziu, przy ówczesnej ulicy Mostowej.

Dwie podróże do Gorlic w poszukiwaniu prawdy

Z mapą i plikiem zdjęć Stefan Bąkiewicz rozpoczął poszukiwania, które trwały sześć lat. Z rodzinnej dokumentacji wynika, że Marcin Bąkiewicz został aresztowany 3 września 1944 roku. Stefan za punkt honoru przyjął sobie wówczas dowiedzieć się, gdzie i w jakich okolicznościach zginął ojciec i co najważniejsze, gdzie został pochowany. Jedynym dokumentem, który wówczas posiadał, było zaświadczenie z sądu w Kole o przeprowadzonej ekshumacji. Ta miała się odbyć w 1945 roku na prośbę jego mamy Janiny, ale rozpoznania szczątek dokonał wówczas nieżyjący już gorliczanin Marian Plato. - Od mamy nie dowiedziałem się, gdzie spoczywa ojciec. Po powrocie do Dąbia szybko zapadła na chorobę Parkinsona. Wtedy zaczęła się nasza tułaczka po sierocińcach. Mama zmarła 3 maja 1953 roku, gdy miałem 14 lat - tłumaczy.

Pierwsza wizyta w Gorlicach mimo zaangażowania wielu ludzi nie przyniosła oczekiwanych efektów. W Muzeum Regionalnym PTTK dowiedział się, że ojciec został zatrzymany przez Niemców i rozstrzelany, ale gdzie spoczywa, nie wiadomo. Nic na temat fotografa Bąkiewicza nie wiedziała żyjąca jeszcze wówczas Janina Siłka, seniorka w gronie gorlickich fotografów, która od 1936 roku pracowała u wspomnianych Melków. Druga wizyta w Gorlicach zaprowadzi Stefana do archiwum parafialnego. Tam potwierdziły się wspomnienia starszych sióstr, że w Gorlicach w 1942 roku urodziło się najmłodsze z dzieci Bąkiewiczów - syn Andrzej, który zmarł po czterech miesiącach i został pochowany na tutejszym cmentarzu. Z archiwum parafii poznał też adres, pod którym wówczas mieszkali - Rynek 10. Gdy byliśmy tam z nim przed sześcioma laty, wewnętrzne podwórko, do którego weszliśmy od ulicy Cichej, wydawało mu się niezwykle znajome. Przypomniał sobie balkon i natychmiast skojarzył go ze zdjęciem, na którym ojciec trzyma go w ramionach i stoi na takim właśnie balkonie.

Dziesiątki pism i sześć lat poszukiwań
Sentymentalna podróż do Gorlic w poszukiwaniu prawdy zaprowadziła go wówczas pod Sklarczykówkę. Tam zapalił znicz i złożył kwiaty, podobnie jak na gorlickim cmentarzu przy opuszczonym nieznanym grobie. Na pożegnanie głos utknął mu w gardle. Mimo upływu czasu jakby młodziej i żwawiej zabrzmiał znów w słuchawce telefonu kilka dni temu.
- Wiem, wiem, gdzie Niemcy więzili, a potem rozstrzelali mojego ojca, wiem, gdzie został pochowany - mówił na jednym wdechu. Dziesiątki listów, próśb wniosków do Archiwum Państwowego w Rzeszowie, Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Instytucie Pamięci Narodowej w Rzeszowie, Rady Ochrony Walk i Męczeństwa w Warszawie, Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przyniosły wreszcie efekty.

- Dostałem pismo z IPN w Rzeszowie, w którym poinformowano mnie, że była Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Rzeszowie prowadziła śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych przez funkcjonariuszy gestapo w Gorlicach - opowiada. Z dokumentu wynika, że w sierpniu lub we wrześniu 1943 roku w Gorlicach nad Ropą Ernst Fundheller, działając z innym nieustalonym funkcjonariuszem Nebenstelle der Greco zastrzelił sześciu więźniów, w tym Bąkiewicza. Udało się to ustalić dzięki zeznaniom Aleksandra Szczepanowskiego, gorliczanina mieszkającego obecnie w Lewinie Brzeskim. Dziś 86-latek, miał wówczas 15 lat. Był w celi kaźni w Sklarczykówce z Bąkiewiczem, jakimś 70-letnim mężczyzną i jego 19-letnim synem. Z zeznań złożonych w 1968 roku wynika, że było tam jeszcze dwóch 30-letnich mężczyzn i Władysław Polak, wysiedlony z Koła oraz oficer AK, który mówił, że w celi obok więziony jest angielski skoczek samolotowy.

- W trakcie przesłuchania, jak i rozmowy z Bąkiewiczem - fotografem z Gorlic, wywnioskowałem, że jestem podejrzany o uczestniczenie w pracy podziemnej organizacji, albowiem u fotografa Bąkiewicza, który w tej organizacji działał, znaleziono moje zdjęcie - zeznawał Aleksander Szczepanowski.

Ten 15-letni wówczas chłopiec był bity w twarz tak, że stracił kilka zębów, potem był kopany i okładany skórzanym pejczem. Gdy stracił przytomność, oblewano go zimną wodą i nadal bito. Po około półtorej doby gestapowcy polecili mu wsiąść do samochodu z innymi więźniami. Mieli zabrać też zwłoki, które leżały w celi obok w papierowym worku.

Samochodem dotarli nad brzeg Ropy obok parku w Gorlicach. Tam dwóch gestapowców poleciło im iść w stronę zarośli, gdzie wykopane były groby. Padły strzały. Jeden z Niemców zawołał o pomoc, drugi pospieszył do niego. W tym czasie Aleksander Szczepanowski zbiegł w stronę Glinika i ukrywał się już do końca okupacji. Jako świadek tej tragicznej i niezwykłej zarazem historii w zeznaniach przywołał również powojenną ekshumację zwłok i ich pogrzeb na cmentarzu na którym spoczywa 161 żołnierzy radzieckich oraz 210 Polaków - żołnierzy i partyzantów poległych na ziemi gorlickiej w czasie II wojny światowej. Cmentarz znajduje się na terenie rafinerii Glimar.

Stefan Bąkiewicz czuje się spełniony, spokojny, bo wypełnił synowski obowiązek. Zna prawdę o śmierci i pochówku ojca. - Teraz tylko sen z powiek spędza mi fakt, że opuszczając celę w Sklarczykówce, a potem przekraczając bramy śmierci, już po niej dla nas tata nigdy nie będzie wolny. Bo co to za cmentarz, na który nie można wejść o dowolnej porze, zapalić znicza, zatrzymać się. Wszystko jest zamknięte za bramami niefunkcjonującego od lat, dużego zakładu pracy, skazane na pędzący czas i zapomnienie - dodaje znów ze smutkiem w głosie Stefan Bąkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska