Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W zaklętym dworze pod kapliczką do dzisiaj złożone są skarby i dukaty

Andrzej Ćmiech
Historia Gorlic jest bogata w klechdy i legendy. Te przekazywane od wielu pokoleń zostały spisane. Według opowiadań starych gorliczan, w naszym parku miejskim, na skale, stał kiedyś kościół.

Klechda to podanie ludowe wiążące się z miejscowymi wierzeniami, obyczajowością i tradycjami kulturowymi. Zazwyczaj opowiada o legendarnej przeszłości regionu, niezwykłych wydarzeniach, postaciach czy też o osobliwościach krajobrazu. Były one zazwyczaj przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie. Rzadko jednak były spisywane i z biegiem lat uległy całkowitemu zapomnieniu. Gorlice mają to szczęście, że dzięki pasjonatowi historii Konstantemu Laskowskiemu, zostały one spisane, stając się z biegiem lat uzupełnieniem historii naszego miasta.

Zaklęty dwór

Do najpiękniejszych gorlickich podań należą te dotyczące najstarszej gorlickiej kapliczki, pochodzącej z 1664 r., przy ulicy Krętej.

Jak podała do zapisu Konstantemu Laskowskiemu emerytowana nauczycielka z Gorlic Teresa Garanówna, pod kapliczką znajduje się zaklęty dwór z zaklętym księciem, księżniczką i 12 dworzanami w postaci białych myszek, strzegącymi 12 beczek dukatów. Klątwa zostanie z nich zdjęta dopiero wtedy, kiedy ktoś znający słowa zaklęcia wypowie je o 12 w nocy. Wówczas dwór ożyje, a skarby zostaną podzielone między księcia, księżniczkę i dworzan w połowie. Natomiast druga połowa przypadnie temu, kto te słowa odgadnie i wypowie.

Że skarby są, potwierdza opowieść jaką usłyszał Konstanty Laskowski od Józefa Przybyłowicza w sierpniu 1942 roku. Koło starej kapliczki przy ul. Krętej była skarpa, w której widoczna była dziura po brakującym kamieniu. Gdy tę dziurę zatykano głazem, to jakaś nieznana siła stale ten kamień wyrzucała. Bywało, że w dziurze znajdywano znikające pieniądze, tzw. inkluzowe. Wedle twierdzenia ludzi starszych, dziura ta prowadziła do piwnic, gdzie były zawalone zaklęte skarby, pilnowane przez rycerzy.

Jak twierdziła w 1944 r. Katarzyna z Wacławskich Laskosiowa, skarby te można było zobaczyć w Niedzielę Palmową, gdy u bramy kościelnej przemawiają się ksiądz z organistą o wpuszczenie do wnętrza świątyni.

Skarby Zamczyska

O zaklętych skarbach mówi też następna klechda, podana do zapisu przez Kazimierza Tokarskiego w 1928 r., dotycząca góry zwanej Zamczysko, znajdującej się na Magdalenie. Twierdził on, że według zasłyszanych przekazów góra Zamczysko kryje zaklęte skarby, które na własne oczy widział trudniący się przewozem cegły Roman Kanty.

Pewnego razu, gdy pędził woły z pastwiska, a było to w wigilię św. Jana Chrzciciela (w noc świętojańską), widział, jak góra Zamczysko się otworzyła, a z niej wyjechało koryto pełne złotych dukatów. Noc była jasna, księżycowa, więc wszystko było dobrze widać. Na korycie z dukatami stał chłopczyk w czerwonym ubraniu i w czerwonej czapeczce na głowie i mieszał dukaty wiosłem, przesuwając je do księżyca. W jego świetle mocno błyszczały. Roman postanowił zdobyć choć trochę tych dukatów i chciał chłopczyka podejść z przeciwnej strony, aby bodaj do czapki tych dukatów nabrać. Jednak chłopczyk był ostrożny i przejrzał śmiałka. Zanim on uskutecznił swój zamiar, koryto z dukatami i chłopczykiem wjechało z powrotem do wnętrza góry, która się zamknęła tuż przed nosem zawiedzionego Romana Kantego.

Ten nie dał jednak za wygraną i postanowił swój zamiar zrealizować za rok, wiedząc, że góra się otwiera w noc świętojańską dla przesuszenia skarbów.

Niestety, nie zdążył, gdyż w niedługim czasie zmarł.

Według innego przekazu, podanego przez Jana Pukawkę z Gorlic, skarbów na Zamczysku pilnowały węże z królem węży na czele. Król miał złotą koronę na głowie, pokazywał się tylko raz w roku, na Boże Ciało. Trzeba było wówczas na niego czatować i odebrać mu złotą koronę - wtedy dostęp do skarbów byłby wolny. Podobno udało się to mieszkańcom Stróżówki.

Jak podał w 1946 r. Andrzej Gruszka, na zamczysku była miedza zarośnięta tarniami. Z tych tarni wypełzły węże, na czele z królem, który miał na głowie złotą koronę z diamentami. Ludzie ze Stróżówki podpatrzyli, jak się węże wygrzewały do słońca, a w środku między nimi ów król węży. Chcąc węża odciągnąć, przynieśli koło od wozu, okręcili je szmatami i puścili z góry zamkowej. Koło potoczyło się szybko w dół. Węże, nie widząc koła drewnianego, lecz szmaty, sądziły, że jest to żywa istota, dały się zwieść i popełzły szybko za kołem. Został tylko król, bo był większy i cięższy. Korzystając z tego, ludzie ucięli królowi węży głowę i zabrali złotą koronę i diamenty.

Czy góra Zamczysko im się otworzyła? Nie wiadomo i chyba należy sądzić, że koryto pełne złotych dukatów dalej się tam znajduje.

Gorlickie Judyty

Według przekazów, w dawnych czasach na wspomnianej górze Zamczysko znajdowało się centrum grodu. W XIII wieku, w czasie napadu na polskie ziemie dokonanego przez Tatarów, zamek został otoczony przez ciągnące na zachód hordy Bat-chana i jak głosi dawne podanie - wydawało się, że już nic nie jest w stanie ocalić mieszkańców.

Wtedy do dowódcy obrony z podstępnym planem zgłosiła się jedna z mieszczek gorlickich o imieniu Tereska. Wraz z nią do wrogiego obozu miały się udać jeszcze dwie piękne mieszczki.

Kobiety wzięły ze sobą okup, wśród którego były dary w postaci mocnych trunków. Zasiadły do biesiady we wrogim obozie, ale pijący zwykłe wino Tatarzy nie byli przyzwyczajeni do przyniesionej przez panie okowity. Nic więc dziwnego, że niebawem wszyscy posnęli. Dziewczęta tylko na to czekały. Niczym biblijne Judyty, z zimną krwią odcięły głowy śpiącym dowódcom tatarskim i pod osłoną nocy wymknęły się z obozu, wracając do zamku.

Rankiem następnego dnia oblegający gród napastnicy, zobaczywszy, co się stało z wodzami wyprawy, w popłochu odstąpili od oblężenia i opuścili te tereny. Zamek i mieszkańcy zostali ocaleni.

Tajemniczy kościół

Do ciekawych klechd gorlickich należy również ta o zapadniętym kościele, podana do zapisu w 1933 r. przez Teofila Smokowskiego, mieszkającego w najbliższym sąsiedztwie parku miejskiego. Według opowiadań starych ludzi, w obecnym parku miejskim, na skale, stał kościół. Pewnego razu przechodzącej obok kościoła na targ w Gorlicach gospodyni wyrwał się kogut, który uciekając, wpadł do podziemi kościelnych. Mimo wielu zabiegów i starań kobiety, nie udało się go wydobyć. Wtedy podniecona baba zaklęła w złości: „Żeby się ten kościół zapadł za mego koguta”. A ponieważ w dawnych czasach takie zaklęcia się spełniały, więc po tym kościół istotnie się zapadł.

Od tego czasu, kto przyłożył ucho do groty skalnej po zapadłym kościele, słyszy dźwięki dzwoniących dzwonów, a miejsce to od wielu lat nazywa się kościeliskiem.

Podający twierdził też, że gdy był małym chłopcem, on oraz jego rodzina i sąsiedzi często widzieli o północy palący się w grocie ogień, który gasł nad ranem. Mimo że w dzień sprawdzano, nigdy nie zauważono żadnego znaku ognia ani opalenia.

Tajemniczości dodaje podaniu opowiadanie Teresy Mirowskiej, która będąc małą dziewczynką, widziała kilkakrotnie, w towarzystwie innych dzieci, w grocie skalnej na wspomnianym wyżej kościelisku, kropielnicę kamienną obrośniętą mchem. Kropielnica ta z czasem znikła, zasypana prawdopodobnie ziemią obsuwającą się ze zbocza skalnego.

Inni, jak Adam Zabierowski, Teofil Stabach czy też Michał Kiwacz łowiący ryby na Ropie w okolicach lasku sokolskiego, często widywali na kościelisku światła i ludzi wychodzących z kościeliska, a do ich uszu docierała gra organów, śpiewy i bicie w dzwony. Wtedy odchodzili stamtąd ze strachem, opowiadając napotkanym, co widzieli i słyszeli.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska